Dla niej ta swoista odprawa była tylko formalnością - tym niemniej razem z resztą pośpiesznie ustawiła się na placu i wbiła uważne spojrzenie w Doka. Zaciskając zęby, tylko na moment odwróciła wzrok. Ciekawe, czy jej tatuś to przewidział. A może to zaplanował, wysyłając ją tutaj? Może stwierdził, że ma już dość swej córeczki i znalazł sposób na pozbycie się jej bez brudzenia własnych delikatnych rączek? Daj spokój, zganiła się w myślach. Popadasz w paranoję.
Tymczasem, gdy rekruci z trudem trawili przekazaną im informację, ona szybko poszła zdobyć broń. Jej rzeczy były w tym momencie mniej ważne - i tak nie miała ich wiele. Jedynie nóż, ale ten zdąży jeszcze zabrać. Najpierw broń. Nie karabin, bo tego nie przemyci. Ale nie pojedzie z gołymi rękami. Nie ma mowy.
Korzystając z zamieszania wywołanego nagłym alarmem, przemknęła się na strzelnicę, starannie dbając o to, by nie rzucać się w oczy. Dotarłszy na miejsce, pospiesznie wybrała jeden z pistoletów blasterowych. Nie był to szczyt jej marzeń - dużo bardziej wolałaby karabin na dalekie dystanse, ale logiczne było, że go nie weźmie. Pistolet zaś mogła ukryć, co też uczyniła, wsuwając go pod poły munduru tak, by nie rzucał się w oczy. Grabisz sobie, rzuciła do siebie w myślach, jednocześnie jednak poprawiając mundur i zgarniając kilka kardriży, które również pochowała starannie w nie rzucających się w oczy miejscach. Dostanie opierdol za uzbrojenie się? Trudno. Tyle mogła zaryzykować. Bo co ma do stracenia?
Gdy upewniła się, że ani pistolet, ani kardriże nie rzucają się w oczy, chyłkiem opuściła strzelnicę - także upewniając się wcześniej, że nie zwróci to specjalnie niczyjej uwagi. Potem jeszcze szybko skierowała się do namiotu swej kompanii, skąd zabrała swą niedużą torbę i nóż, który tradycyjnie wsunęła do cholewy buta. To chyba tyle. Czas zobaczyć, co im szykują.
Odetchnąwszy głęboko, szybkim krokiem ruszyła do hangarów, już po chwili dołączając tam do swego przydziału.